Udaje mi się niepostrzeżenie wejść do Centrali ABW. Jak to zrobiłem?
Czasem zmieniam trasę do pracy tak, żeby przejechać Rakowiecką. Tego dnia zauważyłem, że Agencja prowadzi remont w jednym ze skrzydeł budynku. Moją uwagę zwróciły szeroko otwarte drzwi boczne, przez które robotnicy wynosili gruz. Pomyślałem, że warto się temu przyjrzeć z bliska.
Było ponad 20 stopni. Wymaga to częstego uzupełniania płynów. Niektórzy panowie byli rozbawieni, pozostali zajęci swoją pracą. Nikt nie pilnował wejścia. Lekki chaos, który zawsze mi się podoba. Czy naprawdę ABW mogło zostawić tą stronę zupełnie bez nadzoru? Może uda się tędy dojść do wnętrza budynku a potem bezproblemowo wyjść. Postanowiłem to sprawdzić.
Tak jak pisałem, zostawiono otwarte zarówno drzwi jak i wewnętrzną kratę. Wykonałem typowe wejście na pewniaka. Pierwsze dwa pomieszczenia zapełniały budowlane śmieci. Wydało mi się, że wśród robotników kręci się osoba, którą skądś znam. Pewnie pracownik ABW z zadaniem pilnowania postępów prac i drzwi. Był jednak zbyt zajęty paleniem i rozmową, żeby mnie zauważyć. Udało mi się przejść dalej.
Minąłem remontowany przedsionek i wyszedłem na długi korytarz. Zdziwiłem się. Pamiętałem to miejsce. To był Departament III, czyli Departament Postępowań Karnych. Prowadzi się tu wszystkie sprawy Agencji.
Idąc korytarzem minąłem kilka pokoi. Trwała w nich praca. Może kogoś akurat przesłuchiwano. Na moje szczęście nikt z nich wtedy nie wychodził. Na końcu korytarza znalazłem drzwi z plakietką „Magazyn Broni”. Chronił je sporych rozmiarów zamek Gerda. Były także zabezpieczone odciśniętą w zielonej plastelinie, gustowną pieczęcią. Ten patent stosowano już kilkaset lat temu. Nazywa się go referentką.
Co tam trzymają? Pewnie broń, która jest używana na co dzień. Na przykład przy aresztowaniach. Referentkę, czyli zieloną plastelinę, podbija się codziennie przy wyjściu z pomieszczenia. Uznałem, że zdjęcie tego pomieszczenia spełni wszystkie wymogi, jakie postawiłam sobie na początku wycieczki. Bałem się jednak, że robienie zdjęć zwróci czyjąś uwagę. Zostać zatrzymanym w środku budynku ABW, to nie żarty. Poza tym znaleźć się w tym miejscu i nie dociągnąć sprawy do końca…
Wyjąłem telefon i przeciągnąłem nim po okolicznych drzwiach klikając migawkę. Zbyt szybko. Co znalazło swoje odbicie w jakości fotografii. Nie miałam jednak wtedy jak ich weryfikować. Uznałem, że czas na mnie. Pozostało odtworzyć trasę w drugą stronę. Obym na nikogo nie trafił.
Mijając drzwi wyjściowe, ponownie przeszedłem koło grupy robotników. Towarzyszący im pracownik Agencji, dalej był pochłonięty rozmową i papierosami. W tym momencie przypomniałem sobie, że z podobnym efektem pilnował kiedyś Hotelu ABW przy ulicy Kieleckiej. Widać awansował na bardziej odpowiedzialne stanowisko. Najważniejsze było, że wyszedłem na zewnątrz.
Przed odjazdem zgłosiłem sprawę funkcjonariuszom SOP i dyżurnemu ABW. Pokazałem im zdjęcia z wnętrza obiektu. Porozmawiałem również z pracownikiem, którego pamiętałem z Kieleckiej. Przyznał, że to on miał stać na straży tymczasowo otwartego wejścia do budynku. Już do niego dzwoniono i był nieco zrezygnowany. Po kilku minutach zjawił się umundurowany strażnik ABW. Zapytałem się go czy sytuacja, w której między ulicą a magazynem broni stoi tylko jedna osoba, dla której ważniejsze jest wszystko inne niż bezpieczeństwo Agencji, jest typowa. Strażnik nie zareagował, zawołał pracowników do środka i zamknął drzwi.
Z uwagi na bezpieczeństwo ABW, zmieniłem miejscówkę, w której jest magazyn broni DPK ABW. Z zewnątrz nie widać, które to okno, a ponieważ można tam wejść bez kontroli, to ta wiedza narażałaby pracowników. Tradycyjnie, nie nacisnąłem żadnej klamki, nie podawałem się za kogoś kim nie jestem i nie nagrywałem z ukrycia.
27 komentarzy
Jakim telefonem robiłeś zdjęcia?
Xiaomi
W lewym dolnym rogu masz model telefonu 😀
trolling is a art
gość robi prowokacyjne akcje i wpisy, a dzieci 15 letnie z wykopu to wierzą. najważniejsze budynki nawet nie są w centralnej warszawie, tak samo urządzenia za dziesiątki milionów do kontroli operacyjnej.
Przeglądam Twoja stronę i po kilkunastu minutach nagle połączenie z Tuvalu 🙂
Może dzwonili z Zielonej Góry 68 🙂
Odnośnie plasteliny, to w „moim” wojsku też się używa tego shitu. Niektórzy wręcz myślą, że nawet jeżeli wszystkie zamki puszczą, to przecież nikt nie odważy się pokonać zabezpieczenia z plasteliny 🙂 . W znakomitej większości nikt nie sprawdza z rana, czy ostatnio odbiła się osoba, która faktycznie ma uprawnienia do pomieszczenia. Mało tego! Kompletnie brakuje procedur na wypadek gdyby plastelina była zerwana. Przychodzi trep z rana i co miałby zrobić? Kompletny remanent pokoju wraz z liczeniem wszystkich kwitków? Nie wiadomo. Ale plastelinować trzeba, bo tak robił ojciec i tak robił dziadek.
Teraz nawet się używa plomb zrywalnych z tworzywa. Tyle, że też nikt nie patrzy czy plomba ma ten sam numer, który zawiesiło się wczoraj na fajrant.
Przeglądam Twojego bloga i mam mieszane odczucia. Z jednej strony mocno się narażasz. W sumie nie umiem powiedzieć na co konkretnie, ale ewidentnie robisz „przypałowe” akcje 🙂 . No i może nawet pomagasz obcym służbom (świadomie czy nie – ciężko powiedzieć). Chyba, że najpierw informujesz, że coś jest nie tak, a dopiero przy olewce robisz „full-disclosure” (tak programistycznie mówiąc).
Ale z drugiej strony… Skoro człowiek z ulicy może wejść do siedziby ABW, to co mogą prawdziwi agenci? Strach się bać. No i czasem nie da się inaczej eliminować błędów systemu niż wyśmiewając je. Może dzięki temu ilość betonogłowych w służbach się zmniejszy? A przynajmniej zaczną zatrudniać co mądrzejszych spośród swoich pociotków 😉
Bo zupełnie nie rozumiesz koncepcji plasteliny. Ona nie jest do ochrony tego co w środku. Służy do pociągania do odpowiedzialności, jeżeli ze środka coś zginie, a ty się odbiłeś ostatni.
Trzymajcie mnie!
Niby jak to miałoby działać? Wychodzi na fajrant prawowity użytkownik pokoju, a 5 minut później, gość z pokoju obok, złośliwie/dowcipnie zrywa mu plastelinę. Czyli kolejnego dnia, tej pierwszy powinien zacząć dzień od raportu do przełożonego, że nie upilnował świętej plasteliny. Potem tylko rozstrzelanie albo degradacja. Na serio widzisz sens tego rozwiązania w przypadku pomieszczeń z niepoliczalną ilością drobnych przedmiotów?
PS Mam nadzieję, że nie załapałem ironii. Gorzej, jeśli jesteś już przesiąknięta… plasteliną.
PS2 Wojsko to poważna instytucja. Są drugim odbiorcą plasteliny w kraju, zaraz po… przedszkolach.
Następnego dnia ten prawidłowy powinien zgłosić naruszenie pieczęci i powinien być remanent. Powinien być monitoring na korytarzu ujawniający ewentualnego żartownisia bądź wrogiego agenta. Zabezpieczenie oczywiście nie powinno być tak prymitywne jak plastelina, ale koncepcja jest słuszna tylko środków nowoczesnych brak
Jak zwykle marne prowo, gościu podszedł pod drzwi magazynu broni i japę cieszy jakby zrobił skok stulecia xD
Panie Kapitanie! Melduję, że słowo „prowokacja” nie ma znaczenia pasującego do tego artykułu, bo niby do czego miałby prowokować? Tutaj bardziej pasowałoby polskie powiedzenie „zrobił z igły widły” – bo przecież wejście niepowołanej osoby do zabezpieczonego budynku, to pryszcz.
😉
Jakby jakiś „gościu” wszedł Ci do domu, poszedł do kuchni i poprzeglądał co nasz w lodówce, to też byś tylko „japę cieszył”?
Chyba wzięli mnie za swojego. Ale nie wiem czemu.
Bo już Cię kojarzą, tylko nie wiedzą skąd. A raczej w takiej sytuacji pierwsza myśl będzie „pewnie widziałem go już na piętrze, bo tu pracuje”, a nie „pewnie randomowy gość z ulicy wszedł sobie z ominięciem zabezpieczeń” 😉
Zbyszek jak Stirlitz xD
Hitler i Bormann stoją przed mapą i planują ważną akcję. Wchodzi Stirlitz z pomarańczami, wyciąga aparat fotograficzny, robi zdjęcia mapy i wychodzi. Hitler zdziwiony pyta Bormanna:
– Kto to był?
– Stirlitz, radziecki szpieg.
– Czemu go nie aresztujesz?
– Nie ma sensu. Znów się wykręci. Powie, że przyniósł pomarańcze.
Jakim telefonem robiłeś zdjęcia ?
Jeżeli jest to wszystko prawdą to Jesteś dobry.
Prawda. Zmieniłem tylko miejscówkę, w której jest zbrojownia DPK. Z zewnątrz nie widać, które to okno a mogłoby to narażać bez. Zwłaszcza jak można tam wejść bez kontroli. Potem są już tylko biura…
Piszesz że nie filmowałeś z ukrycia, ale zdjęcia z ukrycia już robiłeś i nawet podałeś bezczelnie producenta zamka oraz opisałeś publicznie rozstaw pomieszczeń w tej części budynku o którym piszesz tu na tzw. „blogu”. Liczę na to że to był Twój ostatni artykuł na „blogu”.
Gość pisał to wiele razy. Nie łamie żadnego prawa. Nie dotyka, nie podaje się za kogoś innego, nic nie robi… on po prostu sobie wchodzi a skoro go wpuszczają to…
nawet jednej klamki nie naciska.
Jest niczym podmuch wiatru. I to jest straszne w całej tej sytuacji że to nie jakaś operacja specjalna FSB za milion zielonych i sceny rodem z 007 tylko zwykły typ sobie po prostu wchodzi w miejsca i to nie pierwszy raz.
A jest tak dlatego, że u nas albo audyt wewnętrzny nie istnieje, albo jest papierowy, a nie a’la red team. Ewentualnie red team jest, ale za mało liczny by dopilnować tylu obiektów. Tak czy owak – audyt wewnętrzny funkcjonuje źle i wymaga reformy i inwestycji.
Z drugiej strony możesz też być podstawiony przez swoich na tak zwanego wabia. Piszesz o tym wszystkim bardzo ogólnikowo z niewyobrażalną łatwością z „domniemam” chęcią żeby ktoś poszedł w Twoje ślady. Tak jak widać masz spore przygotowanie to „artykułów” na „bloga” i większość dostępów i informacji przychodzi Ci z zastanawiającą łatwością. 😉 pozdrówki
Niestety nie posiadam takiej wiedzy czy gość łamie prawo. Skoro pisze że nie naciska i nie dotyka niczego absolutnie nie świadczy o tym że tak nie było……. Dla mnie osobiście najbardziej zastanawiające jest to że: 1. Przychodzi mu to zawsze z olbrzymią łatwością. 2. Te sytuacje najczęściej mu przychodzą gdy tzw. jedzie do pracy albo z niej wraca.
A kiedy ma to robić? Gdyby był prawdziwym szpionem, to by pisał „w godzinach pracy” 😀 . Lepiej jakbyś przeczytał „wracając z Tesco”, „jadąc po dzieci do przedszkola” czy „jadąc na ryby”? Nie ma to znaczenia.
A, że z łatwością… nie wpadłeś na to, że to po prostu… jest łatwe?
Nie wiem czy kojarzycie, ale jakieś 10-15 lat temu, z poligonu „Jagodne” skradziono 4 czołgi (statyczne cele dla samolotów – warte kilkadziesiąt tys. bw przeliczeniu z kilogramów). Goście przyjechali TIR-ami z autolawetami i dźwigiem, powiedzieli wartownikowi „my po czołgi” a on ich wpuścił 😀 .