The Washington Post szczegółowo opisuje jak działała i jak rozbito rosyjską siatkę szpiegowską. Rekrutacja odbywała się poprzez ogłoszenia m. in. na Telegramie, umieszczane na kanałach używanych przez mieszkających w Polsce Białorusinów i Ukraińców. Do współpracy wciągano stopniowo. Pierwsze zadania były dosyć proste. Antyukraińskie nalepki i skierowane przeciw NATO graffiti. Wykonanie zadania potwierdzano zdjęciem. Kontakt był wyłącznie zdalny. Płacono nie zostawiając śladów, 20-50zł od nalepki, w bitcoinie. Pieniądze można było później zamienić na gotówkę w coraz popularniejszych bitomatach.
Jak ktoś się sprawdził przychodziły bardziej ryzykowne i lepiej płatne zadania. Stawka szła w górę i mogły sięgnąć dwóch-trzech tysięcy złotych. Wśród zadań była obserwacja portów w Gdyni i Gdańsku, dworców np. w Rzeszowie, używanego przez USA wojskowego lotniska w Jasionce czy zakładanie kamer IP w pobliżu linii kolejowych(okolice Jarosława i Przemyśla), którymi transportowano sprzęt na Ukrainę. Obraz z tych kamer był dostępny w dowolnym miejscu na świecie. Tuż przed falą aresztowań pojawiły się też plany wykolejania pociągów.
Szpiedzy działali w oparciu o stosowany przez wywiady klasyczny model kilkuosobowych komórek. Każda z nich była nadzorowana zza granicy przez oficera GRU. Istniał podział na grupy rozpoznania, wsparcia i operacyjne. Przykładowo, jedna komórka zajmowała się rozpoznaniem, druga organizowała kamery IP i telefony, a trzecia, nie wchodząc w ogóle w kontakt z pozostałymi, podejmowała sprzęt ze skrzynek kontaktowych i wykonywała zadania. Nie znali się nawzajem.
W teorii wpadka jednej komórki nie powinna pociągać za sobą dekonspiracji pozostałych. Na szpiegach miał się jednak wkrótce zemścić amatorski charakter budowanej na szybko siatki. Rozbicie grupy zaczęło się od przypadkowego odkrycia kamery, ukrytej na drzewie w pobliżu torów. Urządzenie było wyposażone w panel słoneczny i mogło pracować miesiącami. Miejsce tego pierwszego odkrycia to Buszkowiczki koło Przemyśla.
ABW szukając śladu sprawdziła logowania do sieci komórkowej. Było trochę łatwiej, bo okolica Buszkowiczek jest dosyć odludna. Okazało się, że jeden ze szpiegów popełnił błąd. W czasie zakładania kamery miał przy sobie prywatny telefon komórkowy. Na tej podstawie wytypowano i zatrzymano pierwszego podejrzanego.
Maglowany w Lublinie szpieg poszedł na współpracę, więc przez pewien czas można było udawać, że nic się nie stało. Objęto obserwacją pozostałych członków jego grupy. Śledczy trafili na nowe kanały komunikacji. Pozwoliło to dotrzeć do kolejnych komórek, które powinny być odporne na kaskadę dekonspiracji. W pewnym momencie przechwycono dyskusję o planach wykolejania pociągów. ABW nie mogło już dłużej czekać i przystąpiło do likwidacji siatki. Od marca do sierpnia zatrzymano w sumie 16 osób. W tym 12 Ukraińców, 3 Białorusinów i Rosjanina.
Niestety nie da się dotrzeć do oficerów GRU, którzy nadzorowali siatkę z Rosji. ABW zna jedynie ich kryptonimy(np. Andriy). Niewykluczone też, że część podległych im komórek uniknęła dekonspiracji.
Praktycznie wszyscy zatrzymani okazali się skuszonymi pieniędzmi amatorami. Poniżej transkrypcja fragmentów dokumentów aresztowych, dotyczących Vladislava P. i Mari M, z Prokuratury w Lublinie.
Dziennikarze Washington Post włożyli dużo pracy w nowe ustalenia. Tygodniami jeździli po Polsce, zbierając materiały. Dotarli do agentów służb specjalnych i innych osób znających szczegóły sprawy.
6 komentarzy
Czyli zakładali te kamery prawie pod samą granicą.
Ciekawe kto znalazł kamerę – jakiś grzybiarz albo leśniczy? Czy maszynista pociągu?
Dziwi mnie, że rekrutowali na kanałach dla Ukraińców i Białorusinów. Myślałem, że skoro są w PL, to mają jakąś świadomość tego co się naprawdę dzieje. Chyba, że mocodawcy nic im nie mówili, tylko „załóż kamerę i będzie kasa”.
Swoją drogą… czy kamera musi być w lesie? Przecież te pociągi przejeżdżają przez środki miast. Tymczasem kanał „Audyt obywatelski” pokazuje, że filmować można wszystko.
Jeszcze jedno… nasi tacy super, a dziennikarze „dotarli do agentów służb specjalnych i innych osób znających szczegóły sprawy”?!? Tak po prostu wszystko wypaplali? Teraz nasz kontrwywiad powinien ich namierzyć i pokazać, że paplając działają na szkodę PL.
Musisz wziąć pod uwagę, że służby mogły wydać zgodę na ograniczony „wyciek” informacji.
To nie tak. Niejaki S. dał namiary na funioli on wie o nich wszystko.
Jakby ru mlieli takich to by nie zatrudniali nastolatków. Służby powinny być wdzięczne, jego działania ujawniły to, że tajnych obiektów wywiadu pilnowali 70 letni ormowcy. Ktoś powinien za to wyp Łapińskiego
A to powinno być ujawniane przez wewnętrzne komórki kontroli bezpieczeństwa, tzw. red teamy.