Postanowiłem zaprotestować przeciw, moim zdaniem, niekompetentnemu zarządowi obecnego Szefa SWW Marka Łapińskiego. To, że stanąłem z kawałkiem kartonu w zaskakujący sposób prowadzi do paraliżu Centrali SWW i zaczyna swoisty audyt. Potem ma miejsce eksperyment prawny prokuratora, czyli czy można karać za stanie na chodniku i kolejne przeszukanie. Przy okazji chciałem też sprawdzić czy potwierdzą się plotki o problemach z maskowaniem w SWW i o tym, że pracownicy operacyjni, jak gdyby nigdy nic, codziennie przyjeżdżają do pracy w centrum Warszawy. Okazało się to prawdą. Po wszystkim otrzymuję oficjalne potwierdzenie tego faktu. Wygląda na to, że z powodu przyzwyczajeń i lenistwa władze SWW są skłonne ryzykować wolność i życie swoich oficerów i ich współpracowników. Poniżej opis tej sytuacji.
W piątek 23 czerwca około 15, stanąłem z transparentem na chodniku przed wjazdem do Centrali SWW od strony Krzywickiego. Był potworny upał. Liczyłem, że o tej godzinie moje hasła zobaczy możliwie wielu wyjeżdżających z pracy funkcjonariuszy. Transparent wyrażał moją opinię, że stopień Generała to dla Łapińskiego za mało i powinien zostać Marszałkiem. Najlepiej od razu Rokossowskim. Nie muszę dodawać, że pewnie się to nie spodobało. Na marginesie Łapiński, mimo współpracy z osobą oskarżoną o szpiegowanie dla Rosjan, awansował z kapitana Straży Granicznej na generała w półtora roku. Dla porównania zostanie kapitanem zajęło mu 20 lat. Na pewno ma więc kwalifikacje żeby dowodzić wywiadem w czasie wojny.
Początkowo, pomijając żarty z wartownikami, nic się nie działo. Jednak szybko zauważyłem, że próbujące wyjechać auta są zawracane na teren SWW. Nie wiem czemu. W tak eksponowanym miejscu powinni pojawiać się tylko pracownicy administracji i analitycy.
Wokoło bloki mieszkalne z oknami na bramę. Ruchliwa Krzywickiego. Wzdłuż niej parking, na którym stoi wiele aut i motocykli, część z rejestratorami. Pojazdy wielu ambasad. Moja obecność nie powinna niczego zmieniać w funkcjonowaniu Centrali. No chyba, że przypadkiem trafiłem na jakiś problem.
Szybko okazało się, że opuszczono szlabany i nikt nie może wyjechać, a kończący zmianę pracownicy zaczynają się gromadzić na parkingu i trawnikach przed SWW. Wyglądało to jak piknik wywiadu. Wielu uśmiechniętych i żartujących ludzi. Nareszcie mogli się spotkać w jednym miejscu i oplotkować obecne władze SWW.
Rozdzwoniły się telefony. Wierchuszka SWW latała wkurzona. Bloger u bram z transparentem, który godzi w naszego Generała. Niestety okazało się, że SWW ma tylko jeden wyjazd. Drugi awaryjny zdążył za rządów PiS zarosnąć drzewami. Kilkudziesięciu pracowników czekało w upale. Co chwila wyglądali w moją stronę. „To ten, którego tak nie lubi Łapiński”, „Ale jaja”. W końcu zmęczeni upałem zaczęli tracić cierpliwość. Zaczęły się dyskusje z ochroną i pretensje do szefostwa. Wiadomo było, że nie robię niczego nielegalnego a kuriozalna scena wynika jedynie z fikcji tajności w tej instytucji. Jak się robi dwa bezzasadne przeszukania, pozbawia pracy, wpycha lufę kałacha w plecy, wymraża w styczniu przez kilka godzin, skuwa w kajdanki, to ciężko już coś nowego wymyślić. A przeprosiny nie wchodzą w grę.
Protest okazał się skuteczny. Mój spór z Łapińskim poznało całe SWW. Zdenerwowany Generał przemierzał swoje biuro i o czym jeszcze nie wiedziałem, znowu zaczął przez telefon instruować prokuratora.
W końcu Łapiński podjął decyzję. „Wyjeżdżać”. Na raz w ciągu kilku minut minęła mnie kolumna kilkudziesięciu samochodów. Wąski wyjazd na Krzywickiego został szybko zakorkowany. Ponieważ nagrywałem przebieg pikiety, to oczywiście nagrałem i to.
W poniedziałek wróciłem o podobnej godzinie. Znowu opuszczono szlabany i zawracano pojazdy. Ale auta nie gromadziły się na parkingu. Okazało się, że SWW przez weekend dogadało się z sąsiednim Regionalnym Centrum Informatyki Warszawa, o którym zresztą też pisałem kiedyś materiał. Przez co, z tego co wiem, szef tej instytucji musiał się tłumaczyć u Błaszczaka. Przy należącej do nich wąziutkiej bramie D stanął wartownik i przy pomocy krótkofalówki uzgadniał z główną bramą gdzie jestem. „Tu Brzoza, po której stronie jest pismak?”. Jak można było to wypuszczał tędy auta, tuż koło przystanku autobusowego i tramwajowego prosto na zapchaną samochodami 6 pasmową Niepodległości. Tak bo to jest tajne miejsce… Nie mogłem być szybszy od krótkofalówki więc nikt już mnie nie mijał. Wygrali.
Wobec tego następnego dnia pojechałem na kolejną wycieczkę rowerową. Tym razem do Ośrodka Szkoleniowego SWW w Janówku Pierwszym. Adekwatnie do miejsca wybrałem napis „Łapiński do szkoły”.
Na miejsce dotarłem około 14. Tradycyjnym już przypadkiem dosłownie wpadłem na wracającą do ośrodka kolumnę kilkunastu pojazdów, być może z kursantami SWW. Pojazdy były pełne młodych ludzi.
Ponieważ ten podzielony na dwie strefy ośrodek SWW pełni też dla studentów stacjonarnych funkcję kwater, to nie pustoszeje a wręcz zapełnia się po godzinach.
Pojawia się pytanie, czemu na tej przewidywalnej trasie kursanci nie są chronieni choćby za przyciemnionymi szybami. Tylko jadą z przysłowiową d na wierzchu. Poniżej widzimy sposób maskowania w Ośrodku Szkolenia SWW w Janówku Pierwszym. Iście wzorowy. Jechali tak od Nowego Dworu. W końcu wszyscy wjechali do środka. Jasne, że nikt się mnie nie tu spodziewał, ale kamery na drzewach wzdłuż torów też były dla naszych służb zaskoczeniem.
Po 30 minutach zajechał pędzący na sygnałach, aż z Legionowa, radiowóz. Powodem był karton z hasłem.
Udało mi się uspokoić początkowo wzburzonych Policjantów. Spisali moje dane a treść kartonu skonsultowali przez radio. Pokrótce przedstawiłem im powody swojej obecności.
– To nie czas i miejsce, proszę napisać zażalenie – powiedział pierwszy Policjant.
– Kiedy to nie działa, czekam na zwrot już 9 miesięcy. Wie Pan, to PiSowcy.
– Postał Pan tu godzinę a teraz proszę już jechać – zakomenderował pierwszy Policjant.
– Komendant Wam kazał?
– Może być – wtrącił drugi z Policjantów
– Powinienem mieć prawo do protestów. Zresztą chyba rozumiecie, sami macie takiego co z głośnika trafił w sufit.
– Ja się do polityki nie mieszam – powiedział pierwszy z Policjantów
– To też jest polityka – powiedziałem – Jak Pan się nie miesza do polityki to proszę pozwolić mi dalej prowadzić pikietę.
– Nie. Wykluczone. Proszę stąd natychmiast odjechać – podniósł głos zaczynający tracić cierpliwość Policjant. Po czym dodał – Jak Pan stąd nie odjedzie, to skierujemy sprawę o blokowanie pasa ruchu. Takie mieliśmy zgłoszenie.
– Zmyślają – stwierdziłem
– Będzie potrzeba to wszyscy zeznają, że Pan blokował i będzie słowo przeciw słowu.
Nie chcąc eskalować odjechałem i wróciłem jeszcze na chwilę po 30 minutach. Po czym udałem się nad Zegrze gdzie zakończyłem dzień kąpielą w zalewie.
Kilka dni później o 6 rano obudziła mnie znana mi już ekipa z ŻW. Po raz trzeci w ciągu roku. Dostałem najbardziej kuriozalne uzasadnienie przeszukania ever. Wynika z niego, że już nawet z chodnika można robić zdjęcia z klauzulą tajne lub ściśle tajne. Widzę, że deflacja tego terminu postępuje. W sensie prawnym to tak jakby funkcjonariusze w pełni świadomie rozrzucali po warszawskich ulicach dokumenty z kancelarii tajnej. I można się było o nie potykać.
Prokurator Jan Zarosa, szukając kruczka prawnego, w postanowieniu przyznał, że pracownicy SWW łamią przepisy. Ustawy nakazują im chronić informacje niejawne przed osobami nieuprawnionymi w określony sposób. A zdaniem Zarosy regularnie narażają i ujawniają tajemnice osobom postronnym znajdującym się w miejscach publicznych. Kontekst sytuacji wskazuje, że żeby je zdobyć wystarczy stać na chodniku w centrum Warszawy. Stwierdzenie Prokuratora, że nie mogą pracować bo w dwu milionowym mieście ktoś stoi na chodniku jest kuriozalne. Wiadomo, że nie tak powinien funkcjonować wywiad. Moją rekcją było złożenie zawiadomienia o niedopełnieniu obowiązków. Jestem ciekawy jaką odpowiedź dostanę tym razem.
Chyba każdy rozumie, że w obliczu takiej wykładni prawa żaden ustawowy zakaz fotografowania nie byłby potrzebny. Wystarczyłoby nadać budynkom, autom i osobom klauzule tajności. Osobom włożyć te klauzule za pazuchę. Oczywiście auta i osoby niczym by się nie wyróżniały. Ale każdy kto zrobiłby im na mieście zdjęcie, mógłby zostać pociągnięty do odpowiedzialności. Genialne w swojej prostocie.
Dla porównania zobaczcie jak to wygląda np. przed MI6, który jest brytyjską wersją SWW. Audytorzy są czasem zaczepiani, sprawdzani ale nic ponadto. A przed SWW chodziło przecież o protest w znanej sprawie. Trwający w sumie kilka godzin.
Gdyby w Londynie pracownicy operacyjni MI6 codziennie paradowali przez główną bramę w centrum miasta, zostaliby uznani za osoby lekkomyślnie narażające wolność i życie współpracowników. Dlatego nic takiego nie ma tam miejsca. W świetle pisma Prokuratora Zarosy w SWW to norma. Broniona przez kierownictwo i upolitycznionego prokuratora. Potem taki Radzajewski dostaje 14 lat rosyjskiego łagru. Bo Rosjanie są w stanie odkryć jego powiązania z SWW. Poniżej zatrzymanie Radzajewskiego przez FSB.
Wszystko gra dopóki SWW działa na terenie, pozbawionego wywiadu, tego czy innego Arabstanu. Ale teraz mamy innego przeciwnika i SWW musi zmienić sposób działania. Przestrzeń miejska w pobliżu znanych placówek musi zostać uznana za przestrzeń ryzyka. Na dobrą sprawę powinni przyjąć, że takie miejsca są okresowo obserwowane. I jeśli mają wykonać stąd jakieś zadanie stosować jedną z wyuczonych technik, np. zrobić trasę sprawdzeniową.
Kolejna sprawa. Zaskoczenie w 2023 roku tym, że można zrobić zdjęcie. Nie ma systemu kamuflażu dla operacyjnych/kursantów, czy to w oparciu o lokale konspiracyjne czy nawet odpowiednio komponowane konwoje. Oznacza to ni mniej ni więcej, że jak ktoś z tej ujętej albo i nieujętej siatki, założył uliczną obserwację to mógł zrobić sobie album mistrzów naszego wywiadu oraz kursantów. I nie będzie tego robił przez trzy godziny w roku, ale jak pokazuje ostatni przykład działań GRU w Warszawie, Rzeszowie i Trójmieście, parę miesięcy non stop.
Ktoś zaraz powie, że pewnie się pilnują i sprawdzają teren. Wiem, że nie. Pamiętajmy, że tuż obok wejścia do Centrali SWW, przez okno od miesięcy było widać tablicę z dziesiątkami imion i telefonów pracowników MON. Nie wspominając o dokumentach. Co także opisałem. Nikt wcześniej nie zwrócił na to uwagi. Więc jak mają zauważyć miniaturowe urządzenie nagrywające, wśród bloków i dziesiątek zaparkowanych aut. O obydwu moich wizytach w Chotomowie też dowiedzieli się z bloga. Ja nie wiem, ale wygląda to kiepsko.
W trakcie tego protestu SWW odkryła konieczność posiadania drugiej bramy. Musieli to na bieżąco uzgadniać ze swoimi sąsiadami z Regionalnego Centrum Informatyki, którzy dysponują alternatywnym wyjazdem. Ich własna druga brama jest tak zarośnięta, że bez drwala się nie obejdzie.
Jedno jest pewne. Nikt nie robi audytów SWW. Co najwyżej ma miejsce totalna fikcja. Co widząc panujące stosunki nie za bardzo mnie dziwi. Jakakolwiek uwaga krytyczna jest odbierana jako obraza majestatu. Może choć trochę zmienią to moje artykuły i zawiadomienia. Choć pewnie łatwiej będzie wywiesić tabliczkę zakaz fotografowania, i znowu udawać tajność.
Aktualizacja 09.02.2024.
Prokuratura podjęła w tej sprawie postępowanie. Zapewne sprawdzone zostaną regulaminy dotyczące informacji tajnych, w tym funkcjonariuszy operacyjnych. Może coś się zmieni.
7 komentarzy
Grubo
Historia Radzajewskiego https://twitter.com/SluzbyiObywatel/status/1706283532845293955
władza może się zmienić na jakąkolwiek, nic to ie zmieni bo to w nas jest problem.
Z tą pikietą, to nieźle poleciałeś 🙂
Rób jakąś zrzutkę czy coś, bo nie wyrobisz na kompy i telefony.
Jeszcze jedno: Czy nie zastanawiałeś się nad założeniem kanału na jutubie?
Zobacz… tutaj czytają Cię branżowcy oraz sami ci, których ośmieszasz (tyle, że oni dalej nie czają dlaczego). Na jutubie dotrzesz do szerszej opini publicznej, czyli do wyborców. Może też wtedy problem zostanie zauważony przez ogólnokrajowe media i władze służb w końcu będą musiały zacząć się tłumaczyć lub coś zmieniać.
Robię w ITSec więc poniekąd pokrewnej branży. W mojej ocenie najbardziej służbom potrzeba dwóch rzeczy:
1. Zrozumienia, że wtopy się zdarzają i zamiast traktować je jako policzek i hak na popełniającego, to należy potraktować je jako wkład w poprawę bezpieczeństwa. Takie pozytywne sprzężenie zwrotne.
I bazując na moim doświadczeniu m.in. we (współ)pracy z/w SOC i Red Teamami, które realizują 1:
2. Potrzebny jest wewnętrzny red team każdej ze służb, który to red team będzie naruszał bezpieczeństwo obiektów, pozyskiwał dostęp z pominięciem procedur itd. celem usprawnienia, a winni ew. zaniedbań zamiast dyscyplinarki dostaną szkolenie i środki na lepszą realizację zadań.
Punkt 2 może zacząć od obserwacji i wchodzenia na pałę do budynków a skończyć na phishingach i innych atakach o wyższym stopniu wyrafinowania. Są w Polsce doświadczeni red teamerzy bez bagażu skostnienia w służbach którzy mogą to robić, tylko trzeba ich zatrudnić i wspierać. Zupełnie nieironicznie: ku chwale Ojczyzny.
Racja, tylko u nas wszyscy są zbyt dumni żeby pozwolić sobie na dopuszczenie ludzi, którzy wytkną im błędy. Zewnętrzne audyty? – A fe!
Mitnicka wszyscy chcieli zatrudniać, a tutaj Zbyszek jest wróg nr 1.
W IT niejedna firma sama publikuje raport powłamaniowy. We wojsku jak zawsze „o problemach nie meldować”.